Przejdź do treści

wspomnienia z Głębokiej

  • przez

Urodziłem się w 1942 roku w Dolinianach. Moja rodzina pochodzi z Dobrzan. Dziadek grekokatolik ożenił się z rzymskokatoliczką pochodzącą z Wołczuch i zamieszkali w Dolinianach w Głęboce. W Dobrzanach pozostała jego siostra.  Dziadek zmarł w 1948 roku w Dolinianach.
Tam urodził się mój ojciec i moje rodzeństwo. Matka moja też była z Dolinian. Po ślubie zamieszkała razem z moim ojcem w domu jego rodziców. Wobec tego, że ojciec był grekokatolikiem, a matka rzymskokatoliczką to ich córki ochrzczone zostały w kościele. Synowie – czyli ja i mój brat ochrzczeni zostaliśmy w cerkwi.

Wieś i mieszkańcy

We wsi był sklep, dom ludowy i mleczarnia.
Jedna parcelacja nazywa się Głęboka. Parcelacja od kościoła aż do Popiel nazywana była po prostu Parcelacją. A trzecią była Henrykówka na południe od Dolinian.
Głęboka zaczynała się od domu rodziny Huk. Sąsiadem była rodzina Martynowicz, a dalej ruska rodzina Hrynczyszynów zwanych Krupami.
W Głębokiej na samej górze mieszkał Józef Martynowicz. Niżej Antoni Martynowicz. Dalej Zając.
Głowaccy i Znajszli mieli działkę do drogi. Za drogą było pastwisko. Dopiero za nim były domy drugiej strony.
Nazw wszystkich wzgórz z Dolinian nie pamiętam. Jedynie znam nazwę wzgórza, na którym stoi kościół i to są Mordy. W Głęboce wzgórze naprzeciwko domów rodzin Huk, Hrynczyszyn i Martynowicz nazywa się Jamy. Wyżej, tam gdzie mieszkali Czajkowscy, wzgórze nazywało się Zduch. Dziadek mój miał tam kawałek pola. Z każdego wzgórza Głębokiej był dobry widok na okolicę.
Pamiętam, że Iwan Hrynczyszyn miał murowaną stajnię, w chałupie sienię i dwa pokoje. Był sołtysem we wsi za czasów okupacji niemieckiej. Razem z nim pracował też jeden Polak w tym sołectwie i chodzili zbierać dla Niemców kontyngent wojskowy. Nie chcę powiedzieć który to Polak, by czyimś wrogiem nie zostać, bo ten był gorszy. Jednego razu przyszedł z Hrynczyszynem na gospodarkę, na której był chłopak około 14 – letni. Ojciec był na wojnie, a rodzina liczyła chyba z sześcioro dzieci. Polak pomimo tego kazał wziąć od nich kontyngent, a już nie było, co zabierać. Dzieci posiały, tak jak umiały, to i dużo nie zebrały. Matka pytała tego Polaka i Rusina, czy się nie wstydzą zabierać i prosiła by skreślić ich, by nie dawali i właśnie akurat Polak nie zgodził się.
Hrynczyszyn po wojnie został aresztowany przez władze sowieckie za współpracę z Niemcami i otrzymał 8 albo 10 lat.
Matka Hrynczyszyna była akuszerką i odbierała porody. Prawdopodobnie to ona odebrała mnie w czasie porodu. Ojciec Iwana Hrynczyszyna pochodził z Bratkowic i przeżenił się, jak to mówili we wsi, do Miliczki czyli córki Mielnika, która również pochodziła z tej wsi. Imienia nie pamiętam.
Iwan Hrynczyszyn ożenił się z córką Martynowicza, swojego sąsiada. Żona jego zmarła albo w 1939 roku, albo w 1940 roku.
Jeszcze przed śmiercią, w 1938 albo 1939 roku urodził się im drugi syn, Stefan. Tego Stefana w 1948 roku zabił piorun. Wracał ze szkoły ze mną i zaczął padać deszcz. Nagle zagrzmiało i tak piorun strzelił, że zabiło go na miejscu. Ja stałem może metr dalej.
Starszy syn Hrynczyszyna, który został, ożenił się w Wołczuchach u Wróbla. Służył potem w wojsku w marynarce.
Po drugiej stronie drogi, dużo powyżej mieszkała rodzina Czajkowskich. Koło nich mieszkał Jan Bedryj z rodziną. Powyżej obu żyła rodzina Wróbli.
Rodzina Kiszków mieszkała na Parcelacji czyli między Dolinianami właściwymi a Popielami. Ich sąsiadami byli Hanasowie. Hanas był krawcem. Podobno mundury szył Ukraińcom. Od Kiszków gospodarstwo kupiła rodzina Fajga. Ale z tego, co mama mi mówiła, w tym domu mieszkała tylko jedna Żydówka.
Sąsiadami Kiszków było dwóch braci Horoszków, Bujak, Kaliciak, Culic i Łobodzic.
Horoszko mieszkał na końcu Parcelacji u samej góry. Niżej drugi Horoszko. Obydwaj po wojnie zostali w Dolinianach, bo byli Ukraińcami.
We wsi stosunki tak były pomieszane, że np. jedni Martynowicze z Głębokiej uważali się za Ukraińców, drudzy za Polaków.
Do Dolinian przed I wojną św. sprowadzili się Łemkowie z gór z okolic Przemyśla. Byli to strasznie twardzi, zawzięci Ukraińcy. Byli to Bojkowie, którzy kupili pałac we wsi od Lechowiczów i wybudowali dwa domy.
Był w tamtych stronach ktoś taki jak Popowicz zwany Ochotą. Miał około 10 ha pola. Nie chciał ludziom płacić. Brał sobie takich nierobów, którzy pracowali na polu. Wieczorem po pracy wołał orkiestrę, która grała i oni pili i tańczyli. I tak, co zarobili to zjedli. Orkiestrze też trzeba było dać. I nie mieli nic. Jeden z nich, Popowicz miał taką stodołę, że koniem można było nawrócić.  
Z Bojkami i Łemkami trzymał Moroz z Popiel. Był on też zatwardziałym Ukraińcem. Ukraińcy zaczęli się kłócić z Polakami.
Ukraiński ksiądz krzyczał na kazaniu, żeby się Polaków nie bać, a polski mówił, by się Ukraińcom nie dać i ziarno od plewy oddzielać. A po swoich nabożeństwach, nie raz widziano ich w parku w Gródku, jak razem spacerowali. Czyżby szczuli obaj jednych na drugich?
Jest różnica pomiędzy czasem obchodzenia świąt chrześcijańskich w kościele rzymskokatolickim a grekokatolickim. Rodziny z Dolinian były mieszane polsko-rusińskie, więc przyjmowano i księdza rzymskokatolickiego, i grekokatolickiego. Zdarzało się, że kolędy jednego i drugiego odbywały się w tym samym czasie. Raz na podwórku u Lechowicza, u którego było mieszane małżeństwo spotkali się obaj i się pokłócili. „ A ty po co tu przychodzisz?”, „A ty po co tu przychodzisz”? Krzyczeli na siebie. „Tu moja owieczka jest”.” A tu moja też jest”. Rodziny by unikać sporów, zaczęły przyjmować ich o innym czasie i dniu.

okupacja

W 1940 roku władza sowiecka wywiozła ze wsi tylko nowych osadników, którzy nabyli po I wojnie światowej od Skarbu Państwa pola. Uważali ich, że są to „państwowi” i „rządowi” ludzie lub należący do „organizacji”.
Wyjątkiem od tego była tylko jedna osoba. W Dolinianach miał ukrytą broń i zdarzyło się, że strzelił ze dwa razy tylko do ptaków. W noc przed zesłaniem zdążył schować pistolet. Ktoś doniósł władzy sowieckiej, że ma broń. I za to wywieźli go na zesłanie.
Moja rodzina dokarmiała jedną rodzinę Żydów z Gródka. Żydówka z tej rodziny miała w nosie, że nas było dużo w rodzinie, że się narażamy, pomimo, że ich karmiliśmy, wręcz bezczelnie się zachowywała. Brała na litość matkę, a ta jej niosła jedzenie.
Jednego razu Żydówka błogosławiła swojego męża przy mamie na ich podwórzu. Mama coś do niej powiedziała, a ona do niej: „Ty się nie śmiej! Na nas polecą liście, a na was dęby będą padać!” Tak życzyła Polce.
Jednego razu mama szła z Gródka, to ona powiedziała do niej: „przynieście coś dziecku jeść”. A dziecko chore było. Dwa czy więcej dni później szła do Gródka, to wzięła jej jedzenie. Tak się złożyło, że gdy weszła do jej domu, naraz Niemcy otoczyli całe osiedle. Dobrze, że gdzieś tam mama znalazła jakieś przejście i uciekła, bo by ją razem z Żydami spalili. To był przypadek, że matka znalazła się w Gródku w miejscu i o czasie likwidacji getta. Poszła tylko dać jeść, a ledwo udało jej się uciec.
Zrzut AK w 1944 roku był w kierunku Gródka a nie Wołczuch. Za Parcelacją i Popielami skręcić trzeba w prawo. Tam jest taka równina, gdzie było niemieckie pastwisko i jeziorko albo sadzawka a dalej szuwary i bagno. Gdzieś tam był zrzut. W poprzek można było przejść do Czerlan. Na tym obszarze nawet lekkie samoloty lądowały. [chodzi o Ebenau-Stodółki].  
Bedryj ze swoim oddziałem AK nie zachowywali się jak należy. Jednego razu szli gdzieś z góry z Głębokiej, ponapijali się gdzieś i Iwanowi Hrynczyszynowi wrzucili granat przez okno. Zamek mu urwali.
W Henrykówce zamieszkał Jan Andruchowicz z rodziną. Słyszałem, że najpierw się ponapijali, potem bili się o dolary a na końcu Andruchowicza zastrzelili akowcy od Bedryja i zwalili to na Ukraińców.
Jak w lipcu 1944 roku Sowieci zajęli Doliniany, to Polacy powiesili chorągiew polską. Ruscy rozkazali ją ściągnąć. Powiedzieli, że żeby powiesić sztandar to musi być wojna skończona i trzeba krew przelać. I Polacy musieli ściągnąć.

okres powojenny

Po wojnie nie można było się budować w Głęboce, wobec czego ludzie w środku drewnianego stawiali ściany, potem burzyli drewniane i tak obchodzili przepis by mieć nowy dom.
Kościół po wojnie stał się cerkwią, a potem był skład i trzymano w nim zboże. Założono kołchoz, a w gospodarstwie po Lechowiczach urządzono biuro.
Po wojnie Ukraińcy nie chcieli się mieszać z Polakami. Panny uciekały od Polaków. A teraz znów się tworzą mieszane małżeństwa. Dwa pokolenia umarło i jest już inaczej.
Ukraińcy na cmentarzu rozbierali pomniki Polaków, na których były ciężkie kamienie i kładli je na talerzówkę, aby się zagłębiła przy uprawie pół, a po skończonej robocie, wyrzucali je pod cmentarzem.
Popowicz po wojnie prowadził skup mleka. Miał też i wirówkę do niego, więc mieszkańcy z tego korzystali. Mleko zabierali do domu a śmietanę lub masło tym urządzeniem wytworzone, sprzedawali na targ.
Rodziny wysiedlone w związku z Akcją Wisła do Dolinian były bardzo posłuszne nowej władzy. Pchali się do koryta, stawali się partyjnymi, nadgorliwymi działaczami.
Jak konia nam zabrała władza sowiecka, to ta kobyła sama do domu wróciła. A zaraz ci z tych przesiedleńców przyjechali i konia zabrali z powrotem.
Po jakimś czasie zaczęli się bić między sobą i żyć dobrze z miejscowymi Ukraińcami, bo ich bieda dociskała. Myśleli, że im chleb z nieba spadnie, gdy będą rządzić.
Miałem 5 lat, jak zacząłem paść krowy w kołchozie. „Za Hitlera się urodziłem, za Stalina wychowywałem i pracowałem”. Musiałem pójść do kołchozu by na chleb zarobić, inaczej byłby głód. Było nas pięcioro, a mama nie dałaby sobie rady.
Przed wojną w Dolinianach była mleczarnia, w której pracowała moja mama. Po wojnie zrobiono tam zlewnię mleka.
Sowieci wymuszali zapisanie się do kołchozu. Jak nie chciałeś, to nałożyli kontyngent. Gdy się zapisaliśmy, konia nam zabrali, wóz… Wszystko. Gdy się ktoś nie zapisał, to zostawiali 70 arów pola. A jak się zapisał, to dawali tylko 25 arów pola koło domu na grządki i jedną krowę.
Moja rodzina miała wcześniej dwie krowy, byka, jałówkę i świnię. Dzięki temu, że razem z bratem paśliśmy krowy w kołchozie, bo inni nie chcieli, braliśmy z tych zabranych rodzinie krów mleko i śmietanę. Kradliśmy jęczmień do worka i w domu gotowaliśmy. To jedzenie dawaliśmy bykowi. Wszystko to dlatego, że bieda była.
W wieku dziesięciu lat już kosę klepałem, dlatego jako dziecko miałem nawet palce ponacinane. Przy pilnowaniu krów, kosiliśmy miejsca, które krowy nie wypasły zwane kopniakami i zanosiliśmy trawę do domu. Tam schło na siano. Nikt nam na to uwagi nie zwracał, że bierzemy. Dzięki temu, gdy wyjeżdżali do „nowej” Polski to ze cztery wozy jeszcze sprzedaliśmy i mieliśmy pieniądze.
Rodzina nasza nie wyjechała z Dolinian razem z innymi Polakami po zmianie granic po II wojnie światowej. Ojciec mój brał udział w działaniach wojennych i został ranny w głowę. Miał uszkodzoną czaszkę i dostawał padaczki. W okresie wysiedlenia był na leczeniu w szpitalu we Lwowie. Pomimo, że leżał na psychiatrii i nie został wyleczony, został przywieziony do domu przez pielęgniarkę ze szpitala samochodem. Dostał potem rentę, ale za pół roku ją zabrali. Władze sowieckie powiedziały, że jak będzie znowu wojna, to znowu będą ranni i znów trzeba będzie mieć, by komuś dać. Tacy byli Ruscy.
Wbrew pozorom, po wojnie dużo Polaków zostało. O tak zwanej II repatriacji za czasów Gomułki, dowiedzieliśmy się z listów z Polski. Państwo wykonywało ją „po cichu”, bowiem możliwość wyjazdu nie była powszechnie ogłoszona ani w ZSRR ani w Polsce. Skorzystaliśmy z niej. Zostało do nas wysłane tzw. zaproszenie. Do Nowej Cerekwi przyjechaliśmy w listopadzie 1956 roku. Z Dolinian do Polski mniej więcej o tym samym czasie wyjechał również Michał Zadorożny z rodziną. W nowym miejscu dostaliśmy dom.
Matka moja pojechała kiedyś do Dolinian i sprzedała dom rodzinny za ruble. Musiała je wpłacić na konto i po przewalutowaniu otrzymała złotówki, za które kupiła tylko 3 pralki „Frania”. Tak Sowieci oszukiwali.
Jak żyli moi rodzice, to mówili, że kiedyś pojedziemy znów „na swoje” do Dolinan. Gdy przybyli do Nowej Cerekwi, to tak jak sąsiedzi, nic nie robili, „bo będą wracać”. Zasiewali kilka arów, „bo będą jechać”, a potem siali już kilka hektarów i dalej nie pojechali. Pogodzili z życiem w nowym miejscu.

————————————————————————————————————————————————————————————————————

Wspomnienia pochodzące z nagrania z dnia 05.08.2019 r. zostały uporządkowane według poruszanych spraw, a braki uzupełnione późniejszą rozmową. Pominąłem wątki niezwiązane z Dolinianami i wątki jednozdaniowe, nie łączące się z powyższym w jedną całość. Imię i nazwisko osoby – do mojej wiadomości.

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *